Goślińskie Kolędowanie prowadzone przez Mateusza Sibilskiego i Marcina Matuszewskiego za nami. Tym samym, rzec można, za nami czas kolędowania w ogóle.
Wieczorem, przy nastrojowych światłach rozbrzmiewały dźwięki kolęd wykonywane przez nasze rodzime zespoły. A było czego posłuchać. Zdecydowanie dech zapiera, gdy uświadomimy sobie jak duży potencjał kryje się w Murowanej Goślinie, ile zespołów i ludzi chętnych jest do śpiewania i kolędowania. Niestety równie mocno dech zapiera gdy okazuje się, że zdecydowanie mniej ludzi jest do … słuchania. Nutę goryczy pozostawia po kolędowaniu fakt, że mało zespołów ciekawych jest tego co prezentują inni i po swoim występie po prostu ubiera się i wychodzi. A przecież każdy z wykonawców chce mieć publiczność. Każdy chce móc zaprezentować się i pokazać innym. Nawet ci, którzy po swoich prezentacjach wychodzili. Nie wygląda to dobrze i można zacząć zastanawiać się, jak to jest….? Dlaczego nie dbamy o kulturę koncertów? Dlaczego koncerty w Murowanej Goślinie wyglądają tak jakby odbywały się w przechodnim korytarzu centrum handlowego – część ludzi siedzi i słucha, a część wędruje z kąta w kąt lub w ogóle wychodzi. Po pozytywnych wrażeniach z warstwy artystycznej Goślińskiego Kolędowania (wspaniałe wykonania i miły nastrój z pewnością na zainteresowanych wywarły duże wrażenie i spowodowały, że mogli oni przywołać echa już minionych świąt) okazuje się, że warstwa kulturalna pozostawia wiele do życzenia. Kolędujmy wspólnie! Przecież sam tytuł brzmi "Goślińskie Kolędowanie". Nie zmieniajmy tytułu na "Goślińskie odśpiewanie…" . Było tyle okazji do wspólnego pośpiewania, do kolędowania wraz z występującymi zespołami… szkoda, że wielu nawet nie chciało wziąć tego pod uwagę.