Tymi słowami przywitał mnie dzwoniąc dwie godziny przed koncertem. Zdecydowanie nie pozbawiony humoru Zbigniew Wodecki, z wielkim dystansem do siebie, wiedząc, że przygotowania do takiego koncertu są bardzo czaso- i praco-chłonne, postanowił podnieść, z pewnością ze złośliwym uśmieszkiem, ciśnienie organizatorom. Nie było jednak w tym nic niewłaściwego. Wszystko w granicach wspaniałego poczucia humoru i wielkiej życzliwości jaką wykazał wobec wszystkich pracujących przy organizacji jego koncertu.
O godzinie 19:00 w minioną sobotę 25 października pojawił się w auli Gimnazjum nr 1 w Murowanej Goślinie, przy pełnej sali osób czekających na ucztę muzyczno-wokalną. I nikt się nie zawiódł. Koncert niedługi, trwający tyle aby być wiernym bardzo dobrej konwencji: lepiej pozostawić niedosyt niż wrażenie przesytu.
Tak też było. Publiczność krzycząc "jeszcze!" próbowała zatrzymać Wodeckiego na scenie. Nie dał się. I dobrze. Po godzinie i piętnastu minutach znikł w swojej garderobie pozostawiając wśród publiczności niedosyt i wrażenie ogólnie rozpierającej pozytywnej energii.
Był to pierwszy od długiego czasu koncert biletowany organizowany przez Ośrodek Kultury w Murowanej Goślinie. Takie też, będą się powtarzać aby umożliwić publiczności kontakt z wielkimi artystami. Wodecki takim jest, pozostając przy okazji niezwykle skromnym człowiekiem i życzliwym dla innych. Podczas rozmowy ma się wrażenie, że rozmawiało się z nim całe życie. Być może będzie jeszcze kiedyś okazja aby z nim porozmawiać na kolejnym koncercie w Murowanej…
M.M.